I od czasu do czasu przychodzi taki dzień w tygodniu, gdy mamy ochotę sobie pofolgować. Domowe hamburgery genialnie sprawdzają się w tej roli.
Ach, ile dobrodziejstw można umieścić w jednym takim hamburgerze! Począwszy od kiszonek, surówek, przez świeży szpinak, kiełki, gotowane buraki, po mięso ostałe w lodówce jak końcówka pasztetu, wczorajszy kotlet, mięso z zupy, plasterki szynki i innej wędlinki. Można zamiast mięsa dobry ser, fasolowe lub soczewicowe kotleciki, rybę, pieczarki podsmażone, pasty i czego tylko dusza zapragnie.
Dzieci lubią jak chrupie, więc zajadają z lubością takie wielgachne buły.
Bułki na hamburgery kupujemy na lokalnym eko rynku. Są to specjalne do tego przeznaczone bułki razowe. Kupuję większą ilość, przechowuję w zamrażalce i co jakiś czas przychodzi ten moment, że podłączamy elektryczny grill i odgrzewamy na nim buły.
Te hamburgery (od czasu do czasu) to taki ukłon w stronę moich dzieci, które na codzień spożywają ogromne ilości warzyw, zieleniny i kasz. A wokół przecież kuszą zapiekanki, frytki, hamburgery i inne fastfoody. Te domowe to taki kompromis – trochę fastfoodowo i trochę (mama jak to mama) zdrowo.