cukier w domowej apteczce

Długo nic tu się nie działo. Potrzebowałam czasu by przeprosić się z tym „parszywym” cukrem. By dostrzec jego korzystny potencjał. Bo takowy też jest, ale pod jednym warunkiem: tego cukru w naszej diecie powinno być „jak na lekarstwo”. I o to wszystko się rozbija.

Jeśli chcemy wykorzystać cukier jako sprzymierzeńca naszego zdrowia, musimy wpierw znacząco go zredukować na codzień, a dopiero potem w małych ilościach stosować w konkretnych sytuacjach.

A jakie to sytuacje?

 

Niewielką ilością brązowego cukru uraduje się organizm kobiety, która wie co to są bolesne miesiączki,  która ma rozregulowany cykl menstruacyjny.

Ku memu zaskoczeniu także białego cukru nie warto spisywać na straty. Okazuje się on przydatny dla kogoś, kogo męczy suchy kaszel, suchość płuc lub pragnienie z suchością w gardle. Czasem (NIE ZAWSZE!) może być też antidotum na bolący brzuszek u naszych maluchów. Gdy nas zaboli brzuch też warto spróbować z konsumpcją niewielkiej ilości cukru dodanego do herbaty lub kompotu lub rozpuszconego w samej wodzie.

UWAGA: Mowa tu o DORAŹNYM zastosowaniu cukru i to w przypadku, gdy na codzień nie dosładzamy sobie życia!

Zatem moi drodzy, cukier schowajmy do domowej apteczki i sięgajmy po niego okazjonalnie.

Prażone orzechy na rozgrzewkę

Witajcie, czy u was za oknem też tak szaro, zimno i wietrznie? Gdy odbierałam dziecko z przedszkola, ono zapytało: „Mamo, czy cukier rozgrzewa?” To było bardzo zasadne pytanie. A zarazem znak, że w taki dzień jak dziś, to chyba każdy ma ochotę na słodkie smakołyki. Tym samym wyzwanie jakie postawił nam dzisiejszy dzień, to smakołyk, który będzie słodki, ale jednocześnie rozgrzewający i zdrowy.

I oto rozwiązanie: PRAŻONE ORZECHY W KARMELU Z ZIARANMI SEZAMU

Proporcji celowo nie podaję, bo nie są one aż tak istotne. Liczy się idea połączenia składników.

  • orzechy włoskie
  • ziarna sezamu
  • masło klarowane
  • cukier muscovado

Na suchej patelni prażę orzechy i odkładam na talerzyk.

Następnie prażę sezam i odkładam na kolejny talerzyk.

Na patelni rozpuszczam nieco masła i cukru muscovado. Gdy się rozpuszczą i połączą to dorzucam orzechy i mieszam, by całe były obtoczone masło-cukrem. Następnie przekładam orzechy na talerzyk z sezamem i obtaczam je w sezamie. Słodkie, chrupiące i wydaje mi się, że nie da się ich zjeść zbyt wiele, bowiem są sycące.

A jeśli ktoś miałby w tym miejscu zbulwersować się, że w przepisie jest cukier, to pamiętajcie proszę, że to dawka czyni truciznę.

 

I jeszcze jedna uwaga – u mnie sezam celowo jest czarny – to nie jest spalony biały sezam 🙂

 

zapiekanka z ryżu „Mamo, pyyyycha, smakuje jak lody!”

Bez zdjęcia, bo nic nie zostało, a pustych naczyń uwieczniać nie będę. Podjęłam eksperyment gotowania intuicyjnego, który się powiódł. Zachęcam was do takich intuicyjnych działań w kuchni, bo zdecydowanie częściej wychodzi z tego coś pysznego niż niezjadliwego.

W lodówce zalegało pół gara ryżu. (Kilka dni temu ugotowałam go z suszonymi morwami, skórką mandarynki i odrobiną soli). Wiedziałam, że jak domownicy usłyszą, że na śniadanie znowu ryż … to zaczną marudzić. Na pierwsze pytanie syna „co dziś na śniadanie” szybko padła odpowiedź „zapiekanka”. Bo to jedna z opcji by skarmić taki ogrom nadmiaru ryżu.

Do garnka z ryżem dorzuciłam sporo rodzynek, dwie czubate łyżki czarnego sezamu, łyżkę cukru muscovado i dwie łyżki amaretto (bo nie miałam żadnego aromatu, a taki ryż dobrze wypada z akompaniamentem aromatu). Wymieszałam i przełożyłam/przelałam do formy na tartę. Całość przykryłam pokrojonymi w kosteczkę jabłkami i posypałam płatkami migdałowymi. Opruszyłam dodatkowo masłem klarowanym i odrobiną okruszków po ciasteczkach owsianych (które piekłam kilka dni temu i były tak smakowite, że żal było mi wyrzucić jakikolwiek okruszek).

Wszystko trafiło do rozgrzanego do 180 st piekarnika na ok 40 min. A zaraz potem na stół i zniknęło – po prostu zniknęło, pożarte w kilka chwil.

Wniosek: jeśli ugotujesz zbyt dużo ryżu jednego dnia, to znaczy, że o śniadanie dnia następnego martwić się nie trzeba.

Nie wyrzucajcie nadmiaru jedzenia. Starajcie się wykorzystać resztki, nadmiary by dać ujście waszym pokładom kreatywności. Wąchajcie, czy zapachy współgrają, smakujcie, uruchamiajcie wyobraźnię tworząc nowe kompozycje i zdobądźcie się na odwagę, by podejmować próby. Wszystkie potrawy miały kiedyś swój początek.

krem z selera

Przyznaję, że kiedyś seler był bardzo obojętnym warzywem w naszej kuchni. Niedawno to się zmieniło i doceniliśmy wiele jego zalet. W tym także walory smakowe. Zachęcam was do przygotowania zupy krem z selera

  • jeden większy seler korzeniowy
  • jeden spory korzeń pietruszki (lub kilka mniejszych)
  • 2 ziemniaki
  • jedna mała cebulka
  • masło klarowane i przyprawy

Na rozpuszczonym masełku podduszamy cebulę. Dodajemy do niej starty na tarce korzeń selera i pietruszkę, dodajemy nieco wrzątku i całość dusimy przez kilka minut, często mieszając by się nie przypaliło. Następnie dodajemy ok pół łyżeczki soli i kilka kropel cytryny. Mieszamy i chwilę razem podgrzewamy. Dodajemy odrobinę kurkumy i kozieradki oraz pokrojone w drobnę kosteczkę ziemniaki. Mieszamy, dolewamy wrzątku by nieco wystawał ponad warzywa i całość gotujemy ok 20 min. Następnie wszystko blendujemy na jednolitą zupę krem i ewentualnie doprawiamy do smaku.

Wlewamy do termosu i jak znalazł by wziąć taki smakołyk do pracy.

Albo posypujemy podprażonymi ziarnami słonecznika lub płatkami migdałowymi i zajadamy w domu

Taka zupa jest doskonała jako danie kolacyjne. Podpowiadam, gdyż wiem, że wielu z was właśnie z kolacjami ma ogromny problem. Co na tą kolację? Wieczór, to pora, kiedy marzysz o wypoczynku, ale też chętnie przekąsił byś coś dobrego, jednak wizja stania przy garach jedynie męczy jeszcze bardziej aniżeli wzbudza kreatywność i zapał. Dlatego takie zupki warzywne to strzał w dziesiątkę. Może nie codziennie, ale co jakiś czas jak najbardziej (by nie przejadły się rodzinie). A są bardzo praktyczne, bo możesz przygotować je juz rano i wieczorem wystarczy tylko podgrzać, podprażyć słonecznik i posypać ewentualnie prażonym sezamem, odrobinką kiełków.

słodkie nagrody

„Powiązanie słodkich nagród z dobrym zachowaniem uczy dziecko utożsamiać pożywienie – a szczególnie słodycze, raczej ze …” – no właśnie, z czym?

Przywykliśmy do tego, że słodkie smakołyki stały się powszechnie akceptowalną i uznaną formą nagradzania. Jednocześnie nikt nie zaprzeczy, że cukier jest  bardzo silnie uzależniającym narkotykiem, że cukier w nadmiarze szkodzi – tu pewnie niejeden wzburzy się myśląc „no właśnie – w nadmiarze, a ja go nie spożywam wcale tak dużo”. Oby tak było :)! Aby nie wymieniać teraz całej listy chorób, zaburzeń i problemów, do których cukier się wybitnie przyczynia, podam krótko, że cukier raczej sprzymierzeńcem naszym nie jest, ale wrogiem – to na pewno.

Dlaczego zatem tak się dzieje, że z ogromną łatwością szastamy słodyczami tu i tam chcąc zmotywować (a może raczej przekupić) dzieci, chcąc zyskać ich przychylność i wynagrodzić braki i zwyczajnie nagrodzić za coś? Przyzwyczajamy je od maleńkości, że jak zrobi to i owo, to dostanie cukiereczka i w drugą stronę, że jak nie zrobi tego czy owego, to nie będzie ciasteczka, soczku czy deserku.

Dzieci, które najpierw MUSZĄ zjeść ble pożywny ble obiad z ble warzywami czy innymi ble rzeczami po to by docelowo doznać rozkoszy podniebienia pałaszując jakże upragniony, wytęskniony, najwspanialszy, wyjątkowy (bo przecież jako nagrodę wybieramy to co jest wyjątkowe) deserek, ciasteczko czy soczek, utrwalają od maleńkości, że najcenniejsze w takim posiłku jest  to, co jest nagrodą. A że najczęściej nagradzamy słodyczami, to potem takie dziecko plasuje je na samym szczycie listy najbardziej pożądanych produktów do jedzenia.

Bo nawet jeśli ty, drogi rodzicu, nie widzisz nic wyjątkowego w tym słodkim małym co nieco, to czyniąc to nagrodą sprawiasz, że w świadomości dziecka staje się to czymś wyjątkowym. Czymś co dla niego będzie mieć wartość pozytywną i utożsamiane będzie z przyjemnością.

I tak oto nieświadomie kreujemy pokolenie młodych cukrzyków, zawałowców, przyszłych nastolatków dotkniętych chorobami cywilizacyjnymi,  którzy dziś jeszcze w wózkach dziecięcych siedząc i jedząc i soczkami zapijając patrzą na ten dziwny świat, a  jako trofeum w dłoni dzierżą niepozorny mały biszkopcik.

 

A co może być alternatywą dla słodkich nagród?

Mogą to być zdrowe słodkości, jak chociażby pyszna, chrupiąca surowa marchewką – Ale jeśli marchewkę taką położymy obok wafelka familijnego no to marchewka przepadła – w takim starciu była bez szans. Nie oszukujmy się – jakże nam dorosłym, świadomym ciężko przychodzi czasem zwalczyć pokusę sięgnięcia po rafinowane cukry skrywające się w chrupiących ciasteczkach, kawałku czekolady, czy kanapce z dżemem. Aby częściej delektować się zdrowymi wariantami słodkiego, czyli pożywieniem nieprzetworzonym, należy tych zgubnych pokus zwyczajnie wyzbyć się z domu. Jak nie będzie ciasteczka, to i marchewka zasmakuje.

Słodki smak kryje się w bardzo wielu produktach, takich jak choćby:

Orzechy, ziarna, frytki z batatów, budyń waniliowy na mleku roślinnym, marchewka, pietruszka, suszone owoce (niedosładzane i niesiarkowane), musy owocowe np jabłkowy, gruszkowy, gruszki pieczone lub z kompotu (gotowanego bez cukru), jajko na miękko, kasza jaglana itd.

Jeśli jesteście zainteresowani konkretnymi przepisami na zaspokojenie naturalnymi produktami apetytu na słodki smak to piszcie. To, że chce nam się słodkiego, to bardzo dobra i cenna informacja od naszego organizmu.

Ale niewiele dzieci uzna jaglankę za super nagrodę. Choć było by to pożądane.

Nagrodą może być wspólnie spędzony czas, wyjście na rower, spotkanie z kolegą, jakiś na prawdę wyjątkowy przedmiot – dla dziecka do takiej rangi urastają nawet całkiem niepozorne przedmioty jak choćby guzik czy kawałek kolorowego papieru.

Warto zastanowić się na nagrodami w życiu naszych dzieci. Czy słodycze, to rzeczywiście jedyne na co nas stać?

 

 

w poszukiwaniu bezcukrowych przepisów

Chyba mogę się nazwać przepisoholikiem, bo gdy tylko przeglądam coś, gdzie o kulinariach mowa i są tam przepisy to od razu wzrokiem je pożeram. Tak samo było z książką, która teoretycznie nie wpisuje się w konwencję bezcukrowego życia. A jednak. Książka dotyczy bardzo często dziś diagnozowanej przypadłości jaką jest Hashimoto. Autor, Marek Zaremba, dzieli się w niej sowim kilkunastoletnim doświadczeniem życia z Hashimoto. Swoją drogą ciekawa książka i bez oporów polecam wszystkim zainteresowanym tematem. Ale wracając do przepisów, to czekały na mnie z tyłu książki. I był pośród nich jeden, który już następnego dnia (i kilka kolejnych również) gościł na naszym śniadaniowym stole: OWSIANKA MOCY ale dobrych przepisów jest tam zdecydowanie więcej!

  • 2/3 szklanki płatków owsianych
  • 1 szklanka wrzątku
  • 1/2 szklanki startej na drobnych oczkach dyni lub marchewki
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • 1/4 łyżeczki cynamonu
  • szczypta kardamonu
  • 1 łyżka stołowa oleju kokosowego (extra virgin)
  • sólo do smaku

Do garnka włóż olej kokosowy, utartą dynię lub marchewkę i przyprawy. Podsmażaj chwilę, stale mieszając. Dodaj gorącą wodę, sól, płatki i gotuj kilka minut, mieszając co jakiś czas. Dodaj jeszcze wody w razie potrzeby. Gotuj ok 2-4 minut, aż zgęstnieje. Serwuj z orzechami lub migdałami.

Orzechy na przekąskę

Kiedyś, gdy nachodziła nas ochota by coś pochrupać sięgaliśmy po słodziutkie, chrupiące ciasteczka, zakupione w sklepie, przy rozpakowywaniu których rozchodził się przyjemny szelest. Taki szelest ma niesamowitą moc przywodzenia uwagi, zwłaszcza dzieci, które zdają się zapadać na „chwilową głuchotę”.

Ale wraz ze wzrostem świadomości i zgodnie z powszechnie utartym sloganem, że „jesteś tym co jesz” zamieniliśmy sklepowe ciasteczka, paluszki itp. na naturalne produkty.

Dzieci, jako że w ich naturze leży ciekawość świata, entuzjastycznie podeszły do zmian. Łupanie orzechów: dla dorosłych żmudne, czasochłonne zajęcie, a dla dzieciaków? Ależ to ciekawe i absorbujące!

Gdy tylko najdzie nas ochota by coś pochrupać, przekąsić, to na stole czeka micha z orzechami. Takie orzechy to prawdziwy skarb.

Zawierają cenne kwasy tłuszczowe wielonienasycone, które są bardzo korzystne dla naszego organizmu. Obniżają one poziom złego cholesterolu, a podnoszą poziom dobrego. Dzięki temu spożywanie orzechów można potraktować jako profilaktykę chorób krążeniowo-sercowych.

Stanowią również bogate źródło błonnika, który m.in. wpływa pozytywnie na funkcjonowanie naszego układu pokarmowego, a co za tym idzie, wspiera odporność. Tak wielu rodziców szuka złotych środków podnoszących odporność ich dzieci, kupuje syropy skuteczne tylko w reklamach itd, a zapomina, że natura daje nam wspaniałe rozwiązania.

Orzechy są skarbnicą składników mineralnych i witamin (wapń, potas, fosfor, miedź, żelazo,kwas foliowy, witaminy z grupy B, witamina E, A). Dobrze jest mieć świadomość, że spożywając orzechy działamy wzmacniająco m.in. na nasze kości. Co – uwaga rodzice – jest szalenie ważna dla kości, które dopiero co rosną w ciałkach naszych pociech.

Na przykład orzechy laskowe zawierają sporą ilość witaminy E, zwanej potocznie witaminą młodości. W 100g tych orzechów mamy aż 20mg witaminy E. Zatem chrupiąc orzechy laskowe poprawiamy elastyczność i wygląd naszej skóry. Czyż to nie wspaniała wiadomość? A dodatkowo pod skorupką czeka na nas kwas foliowy i witaminy B1, B2, B3, B6, żelazo itd. Zatem jeśli ktoś boryka się z niedokrwistością, a także kobiety podczas menstruacji (zwłaszcza obfitej) to zdecydowanie  warto sięgać po orzechy laskowe.

Ogólnie orzechy mogą być cennym remedium w stanach osłabienia, polepszają kondycję psychiczną. Przez wzgląd na bogactwo minerałów stymulują prawidłową pracę układu nerwowego, serca, mózgu. Czy nie brzmi to jak super food dla osób zestresowanych, przepracowanych? Bo tak właśnie jest. Więc zamiast w pracy chrupać wafelki lepiej sięgnąć po orzeszki. A że obfitują w tyle wspaniałości, warto spożywać je bez zbędnej czekolady czy innych dodatków.

A co dają nam słodkie, chrupiące, niewątpliwie smakowite ciasteczka zakupione w sklepie? Chwilę satysfakcji, szybki przypływ i jeszcze szybszy spadek energii i na tym kończyły by się ich walory. A takie orzechy …?

Pamiętajcie jeszcze o jednym. Najlepsze orzechy, to te, które wyłupiemy tuż przed zjedzeniem.

 

„Coś mnie bierze!” – pierwsza pomoc w pracy

Siedzisz w pracy i czujesz jak przeszywa cię zimno. Albo jak zaczyna kręcić cię w nosie i z każdą chwilą  to uczucie narasta. Lub siedzisz przy biurku i zaczynasz odczuwać niepokojące przemieszczenia w jelitach.

Wydajność twojej pracy spada, marzenie o ciepełku domowym pozostaje jeszcze na kilka godzin nieosiągalne.

Jedyne co pozostaje to PRZETRWAĆ. Oto kilka podpowiedzi jak to osiągnąć.

cynamon, imbir suszony, goździki, herbatka rumiankowa, lipowa, koperkowa, czarna herbata, melisa

 koniecznie przechowuj w pracy na chwile kryzysu. Zajmuje mało miejsca, a może ulżyć w chwilach cierpienia.

suchy kaszel, podrażnione gardło:

Zaparz i sącz małymi łyczkami np. herbatę rumiankową lub lipową, możesz ssać goździki – ważne, by napar był ciepły, jeśli herbata ostygnie to dolej wrzątku.

dreszcze, uczucie zimna:

Zaparz herbatę rumiankową lub koperkową (NIE CZARNĄ) i do wrzątku dodaj cynamon i/lub imbir i/lub goździki.

ból brzucha:

Zaparz herbatę z melisy, która ma działanie rozprężające na układ pokarmowy lub herbatę koperkową, która również działa rozkurczająco, podobnie zresztą jak rumianek.

biegunka, rozwolnienie:

Czarna herbata dzięki dużej zawartości garbników, które mają działanie ściągające i wysuszające powinna być dobrym rozwiązaniem gdy dopadnie nas biegunka. Oczywiście takiej herbaty nie słodzimy i traktujemy ją jak lekarstwo. Czarna herbata jest również ratunkiem przy zatruciu pokarmowym – gdy tylko zaczynasz czuć, że coś w twoim brzuchu jest nie tak i podejrzewasz, że zatrułeś się jakimś pokarmem, od razu zaparz i napij się czarnej herbaty.

 
herbata koperkowa

  • działa przeciwbakteryjnie 
  • rozkurcza drogi oddechowe 
  • rozkurcza przewód pokarmowy
  • polecana przy zaburzeniach trawienia, wzdęciach 

herbata lipowa

  • działa napotnie (przy przeziębieniu z podwyższona temperaturą) 
  • uspokajająco – łagodzi objawy stresu, bóle głowy, nadciśnienie
  • działa przeciwbakteryjnie
  • osłaniająco – bardzo dobrze nawilża gardło, więc świetnie nadaje się jako antidotum na podrażnioną, wysuszoną śluzówkę gardła

herbata rumiankowa

  • działa rozkurczowo na jelita i na żołądek 
  • działa powlekająco na śluzówkę gardła, dlatego jest polecana przy podrażnieniach gardła
  • przeciwbakteryjna 
  • pomocna w bólu menstruacyjnym, przy bólu głowy  

czarna herbata

  • pomocna przy zatruciach
  • wspomaga trawienie 
  • pomaga zachować prawidłowy poziom cukru (oczywiście w wersji bezcukrowej) 
  • wpływa na regulację poziomu cholesterolu
  • zmniejsza ryzyko choroby niedokrwiennej 

Jak sami widzicie, bazując na podstawowych herbatkach ziołowych macie duże pole manewru. Warto przygotować sobie po kilka torebek z każdego rodzaju herbaty i trzymać schowane w słoiczku. Życzę wam, by jak najrzadziej występowała konieczność korzystania z ich leczniczych właściwości.

Na koniec cenna uwaga: zaopatrujcie się w herbaty tylko DOBREJ jakości. Jaka jakość, takie działanie.  Unikajcie produktów aromatyzowanych i zabarwianych – dobra herbata tego nie potrzebuje.

jesienna zupa gotowana na kości

Jesienią ciepła, treściwa i lekkostrawna zupa to podstawa – rozgrzeje, nasyci i nie przeciąży. Poniższy przepis jest delikatną modyfikacją przepisu na zupę gulaszową jaki otrzymałam od p. Doroty Łapy z Orkiszowych pól.

W garnku zagotowywujemy ok 3 l wody i do wrzątku dodajemy:

  • tymianek (1 łyżeczkę)
  • kość z mięsem
  • kilka kulek pieprzu
  • kolendrę (odrobinę)
  • kardamon (odrobinę)
  • sól (ok 1  łyżki)
  • bazylię (ok pół lyżeczki)
  • garść natki pietruszki
  • majeranek (1 łyżeczkę)
  • rozmaryn (ok pół łyżeczki)
  • warzywa pokrojone w kawałki/talarki: marchewka, pietruszka, pyrki
  • słodka papryka – (1 łyżeczkę)
  • cebula poszatkowana
  • 2 przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku

Gotujemy do miękkości warzyw.

Ta zupa została spałaszowana z dodatkiem kaszy gryczanej niepalonej i dwiema łyżkami oleju rydzowego oraz mięsem oddzielonym od kości.

racuszki owsiane na jesienne śniadanie

Postanowiłam przez jakiś czas rozdzielać posiłki białkowe od węglowodanowych. Taki prozdrowotny eksperyment rodzinny.

Na pierwsze śniadanie była jajecznica z dużą ilością warzyw, ziół i przypraw – wszyscy nasyceni, smakowało.I to był nasz wariant śniadania białkowego.  Drugie śniadanie, które moje dzieci zabierają z domu i zjadają w przedszkolu, z założenia ma być węglowodanowe.

Rano, gdy zazwyczaj panuje pośpiech i gdy zdarza mi się nie mieć przygotowanej strategii działania w kuchni takie racuszki ratują sytuację.

  • mąka owsiana
  • odrobina sody oczyszczonej (na pół szklanki mąki daję 1/3, 1/4 łyżeczki sody)
  • dwie szczypty soli
  • cynamon 
  • syrop z agawy (nie musi być – w zależności od upodobań smakowych) 
  • mleko roślinne lub woda – ilośc taka, by uzyskać ciasto o konsystencji ciasta naleśnikowego
  • słodkie jabłko – obrane i starte na tarce

Wszystkie składniki mieszamy dokładnie łyżką a następnie na rozgrzaną i natłuszczoną patelnię nakładamy łyżką porcje ciasta i delikatnie spłaszczamy je. Smażymy z każdej strony do zrumienienia. 

 

I jestem przekonana, że dzieci po powrocie z przedszkola od razu zapytają „Mamo, czy są jeszcze racuszki, bo były przepyszne!”

A do tego dzieciaczki dostały domowej produkcji sok typu Kubuś.