Ale przyznaję, że ta czekolada w nich jest całkowicie zbędna. Czemu zatem z czekoladą? By pozostać wierną przepisowi, gdyż robiłam je pierwszy raz i szybko wróciłam do tego przepisu, ale następnym razem wykorzystałam powstałe ciasto jako spód do tarty.
Przepis pochodzi ze wspomnianej już książki „Kuchnia polska bez pszenicy”
- 80 g mąki gryczanej
- 60 g mąki ryżowej
- 45 g mąki ziemniaczanej
- 45 g mąki kukurydzianej
- 20 g zmielonego siemienia lnianego
- 70 g miodu
- 25 g ksylitolu
- 30 g oleju kokosowego
- 1 jajko
- ekstrakt waniliowy – pół łyżeczki
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 80 g czekolady 90%
- 1 łyżka kakao lub karobu (opcjonalnie)
W garnku z grubym dnem podgrzewaj miód z olejem kokosowym i ksylitolem na małym ogniu, aż całość się rozpuści i nabierze gładkiej konsystencji. Odstaw do ostygnięcia. Do miski wsyp wszystkie suche składniki: mąki, siemię, wanilię i sodę, ewentualnie także kakao lub karob. Dokładnie wymieszaj. Dodaj przestudzona mieszankę miodową oraz roztrzepane jajko. Wyrób ciasto na gładka masę ręcznie lub za pomocą miksera. Wstaw do lodówki na 1-2 godziny.
Schłodzone ciasto rozwałkuj na grubość 3-4 mm i wycinaj ulubione kształty. Ciasteczka posyp czekoladą pokrojoną w drobna kostkę, leciutko je w nie wciskając ( ale nie za mocno by czekolada nie rozerwała ciasta). Piecz w piekarniku nagrzanym do 180 st. przez 8 minut. Wyjmij i zostaw do przestudzenia na kratce.
Zamiast przed pieczeniem posypywać ciastka czekoladą, możesz roztopić pół tabliczki w kąpieli wodnej i polać ostudzone ciastka po upieczeniu.
Z modyfikacji, jakie wprowadziłam:
- nie dodałam kakaa;
- zamiast do lodówki, to ciasto po wyrobieniu uformowałam na kształt kiełbasy i włożyłam do zamrażalki na pół godziny. Po tym czasie pokroiłam nożem w ok 0,5 cm plastry i poukładałam na blasze do pieczenia;
- czekoladą posmarowałam gorące ciasteczka od razu po wyjęciu z piekarnika, czekolada rozpuściła się pod wpływem temperatury ciastek