Bez zdjęcia, bo nic nie zostało, a pustych naczyń uwieczniać nie będę. Podjęłam eksperyment gotowania intuicyjnego, który się powiódł. Zachęcam was do takich intuicyjnych działań w kuchni, bo zdecydowanie częściej wychodzi z tego coś pysznego niż niezjadliwego.
W lodówce zalegało pół gara ryżu. (Kilka dni temu ugotowałam go z suszonymi morwami, skórką mandarynki i odrobiną soli). Wiedziałam, że jak domownicy usłyszą, że na śniadanie znowu ryż … to zaczną marudzić. Na pierwsze pytanie syna „co dziś na śniadanie” szybko padła odpowiedź „zapiekanka”. Bo to jedna z opcji by skarmić taki ogrom nadmiaru ryżu.
Do garnka z ryżem dorzuciłam sporo rodzynek, dwie czubate łyżki czarnego sezamu, łyżkę cukru muscovado i dwie łyżki amaretto (bo nie miałam żadnego aromatu, a taki ryż dobrze wypada z akompaniamentem aromatu). Wymieszałam i przełożyłam/przelałam do formy na tartę. Całość przykryłam pokrojonymi w kosteczkę jabłkami i posypałam płatkami migdałowymi. Opruszyłam dodatkowo masłem klarowanym i odrobiną okruszków po ciasteczkach owsianych (które piekłam kilka dni temu i były tak smakowite, że żal było mi wyrzucić jakikolwiek okruszek).
Wszystko trafiło do rozgrzanego do 180 st piekarnika na ok 40 min. A zaraz potem na stół i zniknęło – po prostu zniknęło, pożarte w kilka chwil.
Wniosek: jeśli ugotujesz zbyt dużo ryżu jednego dnia, to znaczy, że o śniadanie dnia następnego martwić się nie trzeba.
Nie wyrzucajcie nadmiaru jedzenia. Starajcie się wykorzystać resztki, nadmiary by dać ujście waszym pokładom kreatywności. Wąchajcie, czy zapachy współgrają, smakujcie, uruchamiajcie wyobraźnię tworząc nowe kompozycje i zdobądźcie się na odwagę, by podejmować próby. Wszystkie potrawy miały kiedyś swój początek.