Niektórzy się dziwią, niektórzy wyśmiewają wprost, inni za plecami, niektórzy podziwiają, niektórzy krytykują.
A o co chodzi? O nasze bezcukrowe życie.
Z jednej strony chodzi o zredukowanie konsumpcji cukru rafinowanego, słodyczy itd. Z drugiej o wzbogacenie pożywienia o wiele pysznych wspaniałości. Bo np.na podwieczorek zamiast serka homogenizowanego z dodatkiem czegoś co często nawet koło owoców nie leżało, serwuję swoim dzieciakom pieczone gruszki z kardamonem, cynamonem, wanilią, prażonym sezamem. Czynię to świadomie, gdyż wiem, że taki serek osłabi układ odpornościowy moim dzieciom, przyczyni się do powstawania próchnicy, wprawi moje dziecko na chwilę w nadmierne pobudzenie, a za chwilę w marudność i jednocześnie sprawi, że za moment (jakoby nie widzieć skąd) uwydatnią się gile w nosie albo mokry kaszel. A z drugiej strony wiem, że podając pieczoną gruszkę wspieram układ odpornościowy moich dzieci, wspomagam budowanie krwi zapobiegając anemii, odżywiam i nawilżam szare komórki, dbam o zapewnienie równowagi hormonalnej i emocjonalnej itd. Zatem wybieram świadomie i z miłości.
Wiele osób uważa mnie za oszołoma, za matkę wariatkę, tylko dlatego, że nie jestem jak wszyscy. Albo za matkę ekolożkę, która straciła kontakt z rzeczywistością. Kiedyś mnie to przejmowało. Martwiłam się, że moje dzieci będą odmieńcami, tylko dlatego, że wpajam im by nie jadły wszystkiego co ktoś podstawi im pod paszcze, by nauczyły się korzystać z szarych komórek, by dbały o siebie a nie o zaspokajanie satysfakcji i potrzeb cioć i babć, które to specjalnie dla nich kupiły jakieś smakołyki.
Dziś po kilku latach zmagań wiem, że warto być wytrwałym. Obserwuję rozwój sowich dzieci na tle ich rówieśników i takimi oto obserwacjami mogę się dziś z Tobą podzielić.
- Antybiotyki, sterydy, nurofeny poszły w odstawkę;
- Katar jeśli się pojawia, pozostaje tylko katarem. Nie przechodzi (jak przed zmianą naszego stylu życia) w zapalenia oskrzeli czy płuc;
- Dzieci przestały jęczeć, marudzić, płakać o wszystko co im nie pasuje – stały się zdecydowanie spokojniejsze;
- Alergie niegdyś bardzo silne dziś dają znać o sobie wyłącznie w nieznacznym stopniu;
- Dziecko nazwane przez pulmonologa „astmatycznym” całkowicie pozbyło jakichkolwiek oznak wcześniej implikowanej przypadłości;
- Dzieci spędzające sporo czasu w domu ze względu na nieustanne choroby i infekcje stały się dziećmi aktywnymi na zewnątrz i sportowo;
- Rówieśnicy chwalący się kolorowymi plombami w mleczkach – nasze dzieci mają świadomość, że nie ma czym się chwalić i cieszą się ze swoich zdrowych zębów;
- Bezproblemowe zasypianie o dobrej porze i spokojne rodzinne wieczory zamiast wielokrotnych próśb, stresu i narzekań;
- Super apetyt z rana (i nie tylko), otwartość na nowe smaki;
- Problemy z koncentracją, nadmierne pobudzenie, agresywność, wybuchowość – nas nie dotyczy.
Kilka dni temu wpadł do nas Wujek i powiedział: „Fajnie widzieć, że chłopcy są tacy żywotni, pełni energii, grzeczni i spokojni zarazem. I tak zwyczajnie, spokojnie położyli się sami spać”.
Dla matki – słowa balsam. Przypomniały mi jednak chwile, gdy 4 lata temu drżałam nad wynikami badań, zatroskana, przerażona, przemęczona. Wówczas to Wujek przyjechał odwiedzić nasze dzieciaki, które jak nie oskrzela, to gorączka, to stawy, to coś.
I choć Wujek też nie zawsze rozumie o co tej matce w tym wszystkim chodzi, to jednak chcąc nie chcąc zauważył istotę i pięknie podsumował te czteroletnie starania.
Dziś z pełną świadomością zachęcam Ciebie do podjęcia zmian – na prawdę WARTO!