Czytam, czytam i im więcej czytam, tym mniej wiem 🙂 Fenomen świadomości.
Od kilku dni towarzyszy mi książka na temat łączenia pokarmów. Powiem Wam, że jest to prawdziwym wyzwaniem, by było pożywnie, zdrowo i wspierało układ pokarmowy. Ale największym wyzwaniem jest jednak przełamanie się w utartym, powszechnie przyjętym podejściu do jadła. Wiele rzeczy z tej książki całkowicie mnie zaskoczyło, jak np. to, że nie powinnam serwować rodzince mięcha i ogórasów kiszonych, czy rybki z kapustą kiszoną. O kanapce z konfiturą już nie wspomnę … ach … . A gdy przeczytałam o chlebie na zakwasie, to chwyciłam się za głowę.
Jednym słowem – treść książki zaintrygowała mnie. I to bardzo. Dlatego przyjęłam to jako wyzwanie i postaram się przez najbliższy tydzień + zachować zasady komponowania posiłków proponowane w tej książce. Cel:
- chcę utrwalić które pokarmy z którymi się nie lubią, a które się wspierają z korzyścią dla nas.
- chcę sprawdzić na sobie czy rzeczywiście poczuję się „wow” przestrzegając wytycznych autorów książki (naukowiec, dietetyk Jan Dries i jego córka Inge Dries)
- chcę przytyć i liczę, że prawidłowe zestawienie pokarmów, eliminacja błędów, które wg autora dotychczas popełniałam, przyczyni się do poprawy wchłanialności substancji odżywczych w moim organiźmie i waga nieco drgnie w górę.
Dziś dzień pierwszy i pierwsze poty od główkowania. Zamiast stać i mieszać w garnkach, stałam i wertowałam kartki książki, bo …
Bo co z obiadem (dzieci zanoszą swoje jedzenie do przedszkola). Dziś w repertuarze: Rosół z makaronem i natką, ziemniaki, klopsy, surówka z kiszonej kapusty, jabłka, marchwi i natki, kompot.
Menu przedszkolne poniekąd narzuca to co gotuję dla całej rodziny, oczywiście z licznymi modyfikacjami, ale jednak wyznacza pewien pion. Bo jak naleśniki w przedszkolu, to robię dla wszystkich domowników. Wszak różnią się często w znacznym stopniu od przedszkolnych, ale było nie było, na talerzu dziecka naleśnik jest, tak jak u pozostałych dzieci. Jak pomidorowa w przedszkolu, to wszyscy jemy pomidorową.
Wracając do dzisiejszego jadłospisu. Na podstawie lektury nie powinnam łączyć mięsa ani z ziemniakami ani z kapustą kiszoną, ani z marchewką. Więc pierwsza zagwostka. Chyba poległam, bo dzieci dostały rosół (z ziołami wg Stefanii Korżawskiej – jestem jej fanką!) i kaszą jaglaną, a na drugie danie gotowane mięso z królika, gotowane ziemniaki zmielone z surowym szpinakiem w proporcji 1:1, i surówkę z selera i pietruszki. wszystko polane oliwą.
Ale odbiłam sobie na śniadaniu.
- ugotowana na sypko kasza jaglana
- starte na tarce pietruszka i seler
- posiekana natka pietruszki – dużo!
- siemię lniane – zmielone bezpośrednio przed spożyciem
- olej dobrej jakości
Nie da się tego chapsnąć i biec dalej. Trzeba usiąść i mleć, gryźć, przeżuwać. Czuję sytość, ale nie ociężałość. Było dobre.